środa, 4 sierpnia 2010

Z cyklu "Co nowego na mieście?" - sierpień

A oto książki, o których mówi się, że będą miały premierę w sierpniu i które mogłyby zainteresować przynajmniej mnie.

Janusz A. Zajdel - "Relacja z pierwszej ręki"
Zbiór trzydziestu trzech opowiadań (niektórych z nich dotąd niepublikowanych) ojca polskiej sf i jednego z moich ulubionych autorów opowiadań. Antologię stworzyła żona zmarłego, autora "Limes Inferior", "Paradyzji" czy "Cylindra van Troffa". Jak to u Zajdla pewnie będzie dużo humoru oraz dywagacji polityczno-socjologicznych.

Ewa Białołęcka - "Naznaczeni Błękitem. Część 2."
Jak widać część druga powieści rozgrywającej się w świecie stworzonym w "Tkaczu Iluzji". Nie mam pojęcia jakie to jest, ale słyszałem że dobre. I że autorkę wszyscy lubią.

George R. R. Martin - "Wyprawa Łowcy"
Jego też nie czytam, ale znam ludzi którzy to robią. I ponoć pisał tą powieść w trójkę, z kumplami.

Orson Scott Card - "Ender na wygnaniu"
"Gra Endera" była wspaniała, w końcu została nawet nagrodzona moimi dwiema ulubionymi nagrodami - Nebulą oraz Hugo. No a tutaj mamy kolejną część przygód głównego bohatera. Przynajmniej tak podejrzewam.

William Gibson - "Światło wirtualne"
A to znowuż kolejna pozycja klasyka gatunku. Nominowana do Hugo pierwsza część trylogii "San Francisco", rzecz jasna cyberpunkowa. W końcu autor Neuromancera - książki całkowicie kompletnej - jest twórcą cyberpunku.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Motyla noga!

Pewnego pięknego dnia odebrałem na poczcie paczkę. W środku było "Miasto Permutacji" Greg'a Egana'a, jedna z najlepszych książek jakie czytałem, a przynajmniej jedna z tych, które najbardziej mną poruszyły. Zachwycony panem Eganem dorwałem szybciutko "Stan Wyczerpania", powieść o wręcz zachwycającym modelu świata za kilkadziesiąt lat. Czytając ją czułem, że mógłbym kopnąć ławkę na ulicy w Bezpaństwie - anarchistycznej wyspie na Pacyfiku, widziałem na stoliku własne farmako-podręczny syntezator leków i tym podobnych, indywidualnie dostosowanych do biologii właściciela, a zdobycze biotechnologii wydawały się dla mnie na wyciągnięcie ręki. Tak więc, kiedy szukając w Internecie kolejnej książki mojego nowego autora-idola dowiedziałem się, ze za tydzień odbędzie się polska premiera czwartej przetłumaczonej na nasz język powieści Australijczyka- "Teranezji", to nie posiadałem się z radości. Jakimś cudem przeżyłem następny tydzień bez zawału, pobiegłem do księgarni i sprawiłem sobie świeżutką "Teranezję". Jak każdy realista dawno się domyślił, nie była ona nawet w jednej siódmej tak dobra, jak sobie wymarzyłem. Ba, z pewnego punktu widzenia bardziej pasowałby do niej przymiotnik "poprawna" zamiast "dobra".

Postępująca degradacja wampirów

Jakie będą Wasze pierwsze skojarzenia po usłyszeniu określenia książka o wampirach? Mnie bezsprzecznie od razu na myśl przychodzi ciemny pokój z drewnianymi meblami, cały pokryty kurzem i pajęczynami, z wielką dębową trumną leżącą na jeszcze większym stole. Do tego ostre zęby przypominające igły zagłębiają się w szyję porwanej dziewicy. A na koniec powieści chłopi z widłami i pochodniami wbijają potworowi osinowy kołek w serce, w usta wkładają czosnek, ciało ćwiartują i każdy kawałek palą. Jednym słowem – groza, horror, i to, co młode gnomy lubią najbardziej – lejąca się litrami krew.

Niestety, żadnej z tych rzeczy nie znajdziecie w bardzo popularnej książce Stephenie Meyer, bo to właśnie o Zmierzchu, o którym głośno już od dłuższego czasu, traktuje ten post.